jak współżyć z dziewicą
Zapewne większość z Was słyszała np. o tym żeby współżyć co drugi dzień? Albo że częste współżycie powoduje, że sperma jest coraz gorszej jakości… A jak to wygląda naprawdę? Przede wszystkim, obowiązek i wyznaczenie jakiegoś sztywnego harmonogramu (np. co 2 dni) może powodować stres. Nie warto tu wprowadzać jakiegoś
współżyć translation in Polish - English Reverso dictionary, see also 'współczuć, włożyć, współpraca, wspólny', examples, definition, conjugation Translation Context Spell check Synonyms Conjugation
Re: Kiedy najlepiej współżyć? poza temperaturą ważny jest śluz – kiedy jest rozciągliwy i przezroczysty jak surowe białko jajka, wtedy najlepiej współżyć. z temperaturką możesz się trochę oszukać, bo niektóre organizmy z opóźnieniem reagują na progesteron – a więc owu możesz mieć nie dzień przed wzrostem tempki
RT @serialgucci: wyjaśnimy sobie jedną kwestię - nie trzeba być gotowym na dziecko, aby zacząć współżyć, albowiem seks nie służy tylko i wyłącznie do prokreacji (jak wieki temu), a do zaspokojenia ludzkich pragnień, fantazji itd., dajcie żyć kobietom tak, jak chcą. 26 Nov 2021
Byłem z żoną na kontroli ciąży (staramy się chodzić razem). Tym razem mieliśmy zastępczą wizytę u lek. med. Krystosiak. Lekarka medycyny była opryskliwa i niemiła (chociażby nie odpowiedziała na dzień dobry), nakazała siadać na krzesło, zadała zdawkowe pytanie o miesiąc ciąży i nakazała przejść na miejsce badania, cytując: "przygotuje się i przejdzie tam".
nonton film after 2019 sub indo rebahin. Opieka nad dzieckiem często odbiera partnerom nie tylko ochotę, ale również siłę na intymne zbliżenia. Trafiają do łóżka i zasypiają. Tymczasem rodzicielstwo nie musi oznaczać końca upojnych nocy. O tym, jak na nowo rozniecić płomień, jak zadbać o intymny świat, przełączyć się z trybu mama na tryb kochanki, rozmawiamy z Agatą Loewe. – Kiedy w naszym życiu pojawia się destabilizator w postaci dziecka, musimy dodatkowo wykonać jakiś wysiłek. Musimy przekonać swoje ciała, że nasz partner czy partnerka jest osobą, z którą chcemy w tą erotyczną przestrzeń wejść. Seksu nie możemy traktować jako przykrego obowiązku. To ważny element dla naszej relacji – wyjaśnia seksuolożka, psycholożka kliniczna i założycielka Instytutu Pozytywnej Seksualności. Marta Dragan: Wiele młodych matek przyznaje, że w temacie seksu po porodzie wszystko się zmienia. Weźmy na przykład piersi. Kiedy kobieta karmi, to o swoich piersiach myśli częściej w kategoriach przechowalni pokarmu, niż obiektu seksualnego. Agata Loewe: Dziecko zmienia absolutnie wszystko, a niemożność przewidzenia tego, jak wpłynie na nasze relacje, rodzi wiele obaw i stawia nas w sytuacji podbramkowej, kiedy to „na gorąco” i nieco pod presją musimy zmierzyć się z nowym doświadczeniem. Między matką karmiącą a dzieckiem tworzy się silna więź, która przyczynia się do większej niż zwykle produkcji oksytocyny. Taki pierwszy wyrzut oksytocyny notuje się już w trakcie porodu. Oksytocyna odpowiedzialna jest za poczucie bliskości, ciepła, ale też w przypadku kobiet – pożądania. W momencie, kiedy ta bliskość zostaje zaspokojona między matką a dzieckiem, to ciało matki nie jest już tak bardzo spragnione, by „dzielić się” nim z innymi. Staje się niedostępne, nie komunikuje o chęci intymności. To jest niewątpliwie trudna sytuacja zarówno dla niej jak i dla niego. Bo nawet jeśli kobieta deklaratywnie decydowała się na zostanie mamą, bardzo pragnęła tego dziecka i chciała spełnić się w tej roli, na boku zostawiła cały świat, wokół którego przed porodem kręciło się jej życie. Związane z tą zmianą trudne emocje, nawet jeśli są często niechciane, wpływają na seksualność. Matka czuje się zależna, ograniczona w pewien sposób przez to dziecko. Bije się z myślami, że jej ciało w pewnym sensie już nie jest tylko jej, że musi dzielić się nim z potomkiem. Dużo zależy od tego, jak wyglądała intymność i seksualność takiej pary zanim pojawił się plan „dziecko”. Jeśli potrafili rozmawiać o niej bez skrępowania i na bieżąco rozwiązywali problemy, to trudność – związaną ze zmianą „przeznaczenia” niektórych części ciała – również pokonają. Załóżmy, że przed ciążą stymulacja brodawek i całych piersi była dla tej kobiety najlepszą formą gry wstępnej. Po porodzie w jej głowie zrodziła się obawa, że wypłynie mleko, co ją raczej odpycha niż zachęca do seksu. To prawda, dla części kobiet ta forma stymulacji po porodzie staje się seksualnie wycięta, wyparta. Czy to dobrze, czy źle – nie nam to oceniać, ale warto zadać sobie pytanie, skąd ta obawa? Dlaczego to mleko miałoby być w jakiś sposób nieseksowne? Dla niektórych mężczyzn kobieta po porodzie staje się niezwykle apetyczna, erotyczna, pociągająca właśnie z tego względu, że jest tą „krainą mlekiem i miodem płynącą”. I element „wpuszczania” partnera do swoich wydzielin, płynów i tej bliskości związanej z dosłownym wymienianiem się jakąś częścią siebie, bywa naprawdę intrygujący. Dokładnie, ale takie podejście mają – jak słusznie pani zauważyła – tylko niektórzy mężczyźni. Tymczasem większość świeżo upieczonych mam przyznaje, że odczuwają niechęć ze strony partnerów do takiej formy stymulacji. Co wtedy? To jest kwestia przekonań i tego, co mamy w głowach, kiedy myślimy o seksie. Są pary, w których partner chce deklaratywnie uczestniczyć podczas porodu, nie zastanawiając się nad tym, jak to doświadczenie wpłynie na jego późniejsze poczucie bliskości z partnerką. Są pary, w których partner jakąś tam wiedzę z zakresu edukacji seksualnej posiadł, a mimo to obawia się czy może penetrować swoją partnerkę w ciąży. Bo niby racjonalnie wie, że „te obszary” nie stykają się, ale w jego głowie i tak pojawia się lęk. I bardzo podobnie jest z tym mlekiem. Jeśli uruchamiają nam się jakieś nieracjonalne lęki, to znak, że musimy sobie coś przepracować. Agata Loewe. Kadr książki „#Sexedpl. Rozmowy Anji Rubik o dojrzewaniu, miłości i seksie”, Fot. Archiwum Hello Zdrowie Zazwyczaj problemy seksualne pojawiają się wtedy, kiedy dochodzi do „ruchów tektonicznych” w relacji, tj. pojawienie się dziecka, zmiana pracy, zmiana miejsca zamieszkania, śmierć kogoś w rodzinie. Wszystkie tego typu destabilizatory mają wpływ najpierw na to, co dzieje się w obszarze bliskości i komunikacji, a później na to, co dzieje się w łóżku. Para stanowi jeden unit, ale każdy z partnerów ma swoje osobne przekonania na swój temat i na temat siebie nawzajem. I oczywiście może się zdarzyć tak, że partner jawnie nam powie, że picie mleka jest dla niego zbyt perwersyjne czy intruzywne dla jego autonomii i obrzydza go. I ma do tego całkowite prawo. Zarówno on jak i ona powinni wykazać się swego rodzaju empatią i potraktować tę przeszkodę jako przejściową. W przestrzeni zakupowej HelloZdrowie znajdziesz produkty polecane przez naszą redakcję: Zdrowie intymne i seks Wimin Serum intymne, 50 ml 59,00 zł Zdrowie intymne i seks WIMIN SOS PMS, 30 kaps. 79,00 zł Zdrowie intymne i seks WIMIN Lubrykant 55,00 zł Zdrowie intymne i seks, Odporność, Good Aging, Energia, Beauty Wimin Zestaw z SOS PMS, 30 saszetek 139,00 zł Zdrowie intymne i seks Wimin Serum intymne, 100 ml 79,00 zł Agata Loewe, seksuolożka Dla niektórych mężczyzn kobieta po porodzie staje się niezwykle apetyczna, erotyczna, pociągająca właśnie z tego względu, że jest tą „krainą mlekiem i miodem płynącą” Czy w takim razie rozwiązaniem będzie przestawienie się tymczasowo na inną formę gry wstępnej? Jeżeli dla tej kobiety stymulacja brodawek i piersi była czymś, bez czego ten seks już nie smakuje tak samo, a jej partner nie chce w tym partycypować, to jest problem z poziomu wartości i fundamentów. Podobnie, kiedy dla niej seks oralny (potocznie „mineta”) jest czymś, bez czego nie potrafi dojść, a on nie chce uprawiać z nią seksu oralnego, bo nie lubi zapachu pochwy. Na tym etapie relacji ich potrzeby i oczekiwania spychają się, więc muszą negocjować. Warto podkreślić, że często problemy tego rodzaju mają swój zalążek przed ciążą, ale pary skutecznie je tłamszą. Nie mówiąc o swoich zachciankach, bagatelizują wiedzę na temat swojej seksualności. Często jest tak, że ona czy on czują, że jest jakaś trudność, ale tłumaczą sobie, że w zasadzie wszystkie jakości, jakie liczą się dla ich związku zostały spełnione, a że w łóżku „coś nie gra”, to nic takiego. W myślach odpowiadają sobie: „Seks przecież nie jest najważniejszy”. Tylko, o ile na co dzień udawało im się przymykać oko na te trudności, to kiedy pojawia się destabilizator jakim jest dziecko, muszą dodatkowo wykonać jakiś wysiłek. Muszą przekonać swoje ciała, że ten partner czy partnerka jest osobą, z którą chcą w tę erotyczną przestrzeń wejść. Jeśli to im się z żadnego powodu – mówiąc brutalnie – nie opłaca, bo rodzi więcej bólu i obaw niż przyjemności, bo muszą się nagadać, żeby wytłumaczyć, jak „to” ma być zrobione – to machają ręką i odpuszczają. Błędem, który kobiety często popełniają – może nie z premedytacją, a raczej z braku poczucia swoich seksualnych kompetencji – jest to, że tolerują. Potrafią latami zgadzać się na coś, co im się nie podoba, co jest dla nich irytujące, drażniące i wstrętne. Dla jednych będzie to lekceważenie braku orgazmu („nie mam orgazmu, trudno”), dla innych różnego rodzaju ból podczas stosunku. Są kobiety, które ze względu na swoją anatomię, po każdym zbliżeniu seksualnym łapią infekcje dróg moczowych. Wówczas seks zaczyna im się źle kojarzyć, a wszystkie okoliczności związane z ciążą i macierzyństwem są dla nich tylko „dobrą wymówką”. I wtedy dziecko staje się rodzajem odwrócenia uwagi od tego, co się w parze nie układało przed ciążą. A relacyjnie może to rodzić bardzo poważne konsekwencje. Z drugiej strony bywa też tak, że kobiety zmuszają się do seksu, żeby nie stracić partnerów, bo „jak mu nie dam, to pójdzie do innej”. Pani zdaniem to forma poradzenia sobie z problemem czy pogłębienia problemu? Przekonanie, że mężczyzna jest jak zwierzę, więc czasem trzeba odbyć przykry obowiązek, z pewnością nie pomaga. Jeżeli kobieta czuje, że jest w niej taka złość na męskość czy poczucie, że faceci są „jacyś”, że chcą nas uprzedmiotowić, posiąść a potem porzucić albo wykorzystać, oznacza, że powinna popracować nad swoim zaufaniem do partnera. Bo nie wszyscy faceci tacy są, a ona ma do czynienia z konkretnym facetem, który stał się ojcem jej dziecka. I jeżeli zależy jej na tej relacji, to nie powinna pomijać jego uczuć i emocji. Mężczyźni przez seks nie tylko załatwiają sobie „spuszczenie napięcia”, ale dla nich jest to też ważny element, jeśli chodzi o budowanie więzi, bliskości, poczucia bycia potrzebnym i ważnym. Chcą czuć, że nie utracili roli kochanka, na rzecz bycia tylko ojcami. Agata Loewe, seksuolożka Zazwyczaj problemy seksualne pojawiają się wtedy, kiedy dochodzi do „ruchów tektonicznych” w relacji Nie pomaga też irytowanie się na biologiczne uwarunkowania kobiet i mężczyzn. To, że pojawia się w nas poczucie niesprawiedliwości i złość, nie oznacza, że musimy naszym facetom wbijać szpile przy pierwszej lepszej okazji. Robić wyrzutów, że oni wychodzili sobie z kumplami i robili, co chcieli, a my 9 miesięcy przechodziłyśmy w ciąży, teraz przez kolejne musimy karmić, nie możemy pić alkoholu, a do tego dziecko nie chce zejść nam z rąk. Jeżeli w łóżku coś nie gra, to oznacza, że dochodzi do zatajania konfliktu, bo dwie strony mają głód atencji na siebie nawzajem, ale jedno jest głodne o coś innego niż drugie. Zdarza się, że dwie strony tuptają dookoła tematu seksu tak długo, aż któraś wybuchnie. I czasami są to kobiety, bo czują, że chciałyby już wrócić do seksu, a partner na przykład nie inicjuje. Ale zdecydowanie częściej to mężczyzna czeka, aż jego kochanka „wróci”, a ona jest zmęczona, utyrana i najchętniej by poszła spać. Agata Loewe, Fot. Zatem, jak przy natłoku obowiązków i kompleksów związanych z nowym wyglądem ciała, kobiety mogą wylogować się do łóżka i przełączyć z trybu mama na tryb kochanki? Wiele kobiet mówi, że dla nich najlepszym afrodyzjakiem jest sen. Marzą o takim momencie, kiedy nikt nie przyjdzie, nikt ich nie obudzi, nie będzie zadawał pytań o to, gdzie są śpioszki dla dziecka czy worki na śmieci. Marzą o tym, by się po prostu wyłączyć. Mieć przestrzeń dla swojej kobiecości. I to jest z jednej strony rada dla panów, żeby taki czas swoim partnerkom zagwarantować, a z drugiej wskazówka dla pań, żeby od czasu do czasu nieco odpuściły. Kiedy obserwuję młode pary, to dość często identyfikuję u nich problem, który roboczo nazywam syndromem „Matki Polki”, czyli kiedy ona nie odstępuje dziecka na krok, bo jest przekonana, że zrobi to lepiej. W praktyce wygląda to tak, że nie dopuszcza partnera do obowiązków, bo „on na pewno coś schrzani”, tylko sama wszystko „ogarnia”. Tymczasem warto w ogóle wyjść z takiego schematu, że coś ma być zrobione. Czasami pewne rzeczy mogą zaczekać albo może je zrobić ktoś inny – być może zrobi je inaczej, nawet gorzej, ale zrobi. Nie możemy dać się sterroryzować zewnętrznemu przekazowi, że mamy być perfekcyjne w każdej roli. Jeżeli chodzi o ciało, to na pewno wymaga ono akceptacji. I to jest proces, przez który każda kobieta musi przejść. To nie dzieje się nagle. Jeżeli czujemy, że to ciało nas zawodzi, to najlepiej sprawdzi się praktyka małych kroczków, polegająca na podchodzeniu do wszelkich zmian z delikatnością i wyrozumiałością. Powinnyśmy też dać udzielić sobie wsparcia. I nie mam tu na myśli koniecznie pomocy psychologicznej, a bardziej rozmowę z przyjaciółką. Zapewnienie sobie takiej przestrzeni na wyjście z tych pieluch i omówienie tematu ciała z inną kobietą. Zawsze też możemy udać się na warsztaty dla młodych mam, na których spotkamy różne kobiety. Jedne będą miały podobne kompleksy do naszych, a inne powiedzą, że czują się seksownie w takim nowym wydaniu. Zamiast chować się i udawać, że to ciało nie istnieje, powinnyśmy poprosić o czułość i troskę swoich partnerów. Podkreślić, że teraz szczególnie chciałybyśmy czuć pewność, że im się podobamy. W ogóle rozmowa jest zmianą! Warto na moment zostawić dziecko za drzwiami sypialni i ustalić między sobą, z czego wynika ta przerwa od seksu i ile będzie trwała. Skonfrontować swoje trudności, bo może się okazać, że problem nie leży tylko w natłoku obowiązków, ale na przykład to kwestia hormonów, dostrajania się do nowych okoliczności czy innego punktu widzenia. Może partner w momencie, kiedy stał się ojcem, stracił w naszych oczach na atrakcyjności? Tak już jest, że jedni nam się podobają do rodzicielstwa, a inni na gorący seks. W takim przypadku czasem trzeba podjąć wysiłek udawania, że będzie fajnie, by w którymś momencie stwierdzić, że to nam pomaga podtrzymać uczucie zdrowia psychicznego. Owszem, fajerwerki mogą być inne, może wkraść się jakaś rutyna, ale warto próbować. Agata Loewe, seksuolożka My, kobiety nie możemy dać się sterroryzować zewnętrznemu przekazowi, że mamy być perfekcyjne w każdej roli Constance Hall, australijska dziennikarka i pisarka, matka czwórki dzieci w jednym ze swoich wpisów przyznała, że na seks z partnerem ma ok. 3,5 minuty, gdzieś pomiędzy zmianą pieluszki a gotowaniem obiadu. Może kluczem do udanego życia seksualnego młodych rodziców jest właśnie dobra organizacja czasu albo wpisanie seksu do grafiku? W gabinecie często słyszę, że „umawianie się na seks” jest sztuczne i zabija spontaniczność, ale jeśli para trafia na terapię, to jesteśmy trochę w laboratoryjnej sytuacji. Musimy się wtedy nauczyć innego myślenia o seksualności. Zrozumieć, że to sfera, która nie jest z nadania „a nuż nam się przytrafi”, tylko musimy o nią zadbać i wygospodarować na nią czas. Chociażby te 3,5 minuty dziennie. I czy to będzie na zasadzie wpisywania „szybkiego numerka” w grafik, umawiania się na penetrację na konkretny dzień, czy na to, że będziemy bawić się swoimi ciałami, biorąc wspólnie prysznic, czy wreszcie na to, że nie pozwalamy sobie, by z łóżka wykopał nas pierwszy wrzask dziecka, tylko leżymy, przytulając się – nie ma większego znaczenia. Liczy się działanie. Zapewnijmy sobie te kilka minut dziennie na to, by być dla siebie nawzajem. Nawet jeśli on ogląda serial, a ja czytam gazetę. Ważne, żebyśmy choć przez moment mieli poczucie, że coś przypomina nam ten czas przed pojawieniem się dziecka. Bo jako para stoimy przed nowym wyzwaniem i od tego, jak sobie z nim poradzimy, zależy przyszłość naszej relacji. Ludzie mają skłonność do wyszukiwania sobie pretekstów do tego, by seksu nie uprawiać. A to za dużo pracy, a to dzieci za ścianą, a to zwierzęta, które wszędzie łażą. Jeżeli to są dystraktory, które stanowią wyzwanie dla tego, by być ze sobą blisko, to trzeba je wyeliminować. Na przykład zamontować w drzwiach zamek, kiedy dziecko zaczyna być ciekawskie? Chociażby, ale tutaj od razu nasuwa się pytanie, jakie mamy podejście do seksu: czy dla nas to coś, co może swobodnie się dziać, czy wręcz przeciwnie – obarczone jest całą ilością tabu. Jedni obawiają się, że zbezczeszczą niewinność swojego noworodka, który śpi i słyszy jak rodzice się kochają. Inni wychodzą z założenia, że seks tak, ale przy zgaszonym świetle, albo kiedy dzieci są u rodziców. Tylko wtedy nagle okazuje się, że robi się bardzo mało okazji do tego, by ten seks uprawiać. Seksu nie można traktować jako przykrego obowiązku. To ważny element dla naszej relacji i coś, co lubimy razem robić. To forma spotkania, zobaczenia siebie nawzajem, dania sobie przyjemności. Jeżeli tak zaczniemy myśleć o seksie, to rozmowa o nim przyjdzie nam z dużo większą lekkością. Już 22 kwietnia rusza program Seks bez Tajemnic. Będzie można zobaczyć mnie u boku Marty w 3 i 4 odcinku!:) Gepostet von Agata Loewe am Freitag, 17. April 2015 Jak powinna wyglądać taka rozmowa o powrocie do seksu? Przede wszystkim taka wymiana zdań powinna zakończyć się perspektywą konstruktywnych rozwiązań. Nie może zostać obśmiana, wykpiona czy okrzyczana. Potrzebna jest wyrozumiałość dla siebie i przekonanie, że w tę relację musimy zainwestować swój czas i swoje emocje. I wtedy partnerka może powiedzieć: „Słuchaj, wiem, że tu jesteś, że na mnie czekasz, ale w tym momencie nie mam ci do zaoferowania tyle, ile ode mnie potrzebujesz. Czy możesz mi zaufać, że gdy tylko coś się zmieni, będę miała na to więcej miejsca, to jesteś pierwszą osobą w kolejności, którą zajmę się po dziecku?”. A partner: „Rozumiem, że teraz nie możesz, że ci się nie chce, że jesteś zmęczona, ale jeżeli za dwa miesiące będzie podobnie, to czy próbujemy coś z tym zrobić?”. W związku powinniśmy dawać sobie poczucie sensu, bo każda sytuacja jest tak naprawdę do przejścia i na końcu każdej drogi nawet tej, usłanej cierniami, jest jakieś światełko albo są owoce, które później chcemy zbierać. Kobiety martwią się, że przy współżyciu będzie towarzyszył im ból, że świeżo zagojone krocze będzie przeszkodą w odbyciu stosunku. Które pozycje mogą ułatwić zbliżenia po porodzie? I co może pomóc przełamać ten strach? Przede wszystkim warto zastosować metodę małych kroków, wydłużyć pieszczoty całego ciała, nie skupiać się na tym, żeby dobrze wypaść i samej penetracji. Warto umówić się z partnerem na jasną i konkretną komunikację: „tutaj tak, tutaj wolniej, tu delikatniej, a tu szybciej”. Na hasło „STOP” zatrzymujemy wszystkie aktywności i sprawdzamy, co się dzieje. Podobnie jak w temacie sutków – same czujemy, co się dla nas sprawdza i na co mamy ochotę. Nawet jeżeli na początku to dziwne, nowe, uczucie – podążamy za ciałem, za przyjemnością i odbudowujemy zaufanie do bycia blisko seksualnie. Agata Loewe – psycholożka kliniczna, seksuolożka, terapeutka systemowa rodzin. Seksuologię kliniczną ukończyła w San Francisco, gdzie uzyskała tytuł PhD. Kończy certyfikat SexCoacha w Los Angeles. Działa w organizacjach pozarządowych, specjalizuje się w badaniach nad płcią, orientacją seksualną, preferencjami seksualnymi i alternatywnymi stylami życia. Założycielka Instytutu Pozytywnej Seksualności. Zobacz także
FAQFAQ – wszystko o krwawieniach miesiączkowychMasz pytania dotyczące krwawień miesiączkowych, a boisz się zapytać? Zapoznaj się z naszymi odpowiedziami na najczęściej zadawane pytania!Jaka jest prawidłowa długość cyklu miesiączkowego?W ciągu pierwszego roku, przerwy między krwawieniami miesiączkowymi mogą wynosić od 21 do nawet 45 dni. W kolejnych latach cykl stabilizuje się zwykle na poziomie 27–38 dni. Krwawienie częstsze lub rzadsze mogą świadczyć o cyklach bezowulacyjnych, chorobach tarczycy, wynikać z zaostrzenia lub złego wyrównania przewlekłej choroby, otyłości albo zaburzeń krwi traci się podczas miesiączki?Utrata krwi w trakcie cyklu mieści się prawidłowo w granicach 20–80 ml. Trudno jest to zmierzyć, więc przyjmuje się, że zwykle koniecznych jest 3–6 podpasek lub tamponów na dobę. Jako objaw chorobowy traktuje się utratę krwi >80 ml/cykl. Taką ilość krwi wchłonie średnio 16 normalnej wielkości środków higienicznych. Przyjmuje się że przypadłość ta dotyczy ok. 10% kobiet i zawsze wymaga diagnostyki po porodzie wraca miesiączka?Zależy to przede wszystkim od tego, czy kobieta karmi piersią. Standardowo okres połogu, podczas którego cofają się w organizmie kobiety zmiany zachodzące podczas ciąży, trwa 6-8 tygodni. U kobiet karmiących sztucznie właśnie po takim czasie powraca krwawienie miesiączkowe. Karmienie naturalne powoduje zwiększenie stężenia prolaktyny i przez to opóźnia wystąpienie miesiączki – jest to tzw. „laktacyjny brak miesiączki”. Najczęściej podczas karmienia zahamowana jest owulacja, zdarza się jednak, że nawet u kobiety karmiącej dochodzi do wytworzenia komórki jajowej. Dlatego właśnie karmienie i brak miesiączki nie zabezpieczają przed ewentualną można współżyć podczas miesiączki?Wokół tego tematu na przestrzeni wieków narosło wiele mitów. z punktu widzenia medycznego nie ma przeciwwskazań do współżycia podczas miesiączki. Należy tylko pamiętać o zachowaniu higieny, gdyż w tym czasie łatwiej jest o zakażenie. Nie można też zapominać o tym, że miesiączka nie stanowi zabezpieczenia przed ciążą. Udowodniono, że plemniki są w stanie w ciele kobiety przeżyć kilka dni – mogą więc „zaczekać” na następującą w połowie cyklu miesiączka zabezpiecza przed zajściem w ciążę?Absolutnie nie. Plemniki mogą przeżyć w ciele kobiety nawet tydzień. Więc jeżeli nawet stosunek ma miejsce w czasie miesiączki, do zapłodnienia może dojść tydzień później, kiedy wystąpi mogę stosować tampony jeżeli jestem dziewicą?Tampony mogą być stosowane przez dziewczęta przed rozpoczęciem współżycia, jednak ze względów anatomicznych ich używanie może być nieco stosowanie tamponów jest bezpieczne?Przy rozsądnym podejściu tampony są bezpieczne. Najlepiej stosować je w czasie największego nasilenia krwawienia, gdyż w przeciwnym razie będą wchłaniać naturalną wydzielinę pochwy powodując jej wysuszenie. Należy też często je wymieniać, aby zapobiec rozwojowi powinna pojawić się pierwsza miesiączka?Pierwsza miesiączka pojawia się zwykle w wieku 12–13 lat. 98% dziewcząt zaczyna miesiączkować do 15 roku życia. Jeżeli krwawienie miesiączkowe nie pojawi się do 16 a u dziewczynki rozwinięte są tzw. drugorzędowe cechy płciowe (owłosienie łonowe, powiększenie piersi) to należy zgłosić się do lekarza w celu zdiagnozowania bierze się krwawienie?W organizmie kobiety znajdują się jajniki, których jedną z funkcji (przez prawie całe życie) jest uwalnianie dojrzałych komórek jajowych. Nazywamy to owulacją i ma ona miejsce mniej więcej raz w miesiącu. Taka dojrzała i gotowa do zapłodnienia komórka „wędruje” przez jajowody w kierunku macicy. W tym czasie, w macicy rozrasta się błona śluzowa i przygotowywane jest miejsce dla ewentualnie zapłodnionej komórki. Jeżeli nie dojdzie do zapłodnienia, pod wpływem zmian hormonalnych następuje złuszczenie błony śluzowej macicy, objawiające się krwawieniem, czyli mogę sama wyznaczyć dzień owulacji?Wbrew pozorom nie jest to takie łatwe. W celu wyznaczenia terminu owulacji musisz bacznie obserwować swoje ciało i cykle miesiączkowe. Poprzez połączenie różnych metod takich jak obserwacja wydzieliny z pochwy, mierzenie temperatury oraz śledzenie przebiegu swoich cykli miesiączkowych (najlepiej w specjalnie do tego przystosowanym kalendarzu), możesz szacunkowo ocenić moment owulacji. Będzie to dużo łatwiejsze jeżeli twoje cykle są regularne. Szacuje się iż uwolnienie komórki jajowej z jajowodu następuje pomiędzy 11 a 21 dniem licząc od pierwszego dnia miesiączki (dla kobiet z 28 dniowym cyklem). Pomocne w wyznaczeniu dni płodnych mogą być także dostępne w aptekach testy miesiączkowe jak mierzymy jego obfitość?Normalna miesiączka trwa 2 do 7 dni. u zdrowej kobiety objętość krwi traconej co miesiąc podczas menstruacji mieści się w granicach 20–80 ml. Trudno jest to zmierzyć, więc przyjmuje się, że zwykle zużywa się 3–6 podpasek lub tamponów na dobę1. Jeden normalnej wielkości środek higieniczny może zaabsorbować ok. 5 ml płynu, a wersja „maxi” wchłania aż do 10 ml. Jako objaw chorobowy traktuje się utratę krwi >80 ml/cykl, co oznaczałoby zużycie ponad 16 tamponów lub podpasek w trakcie cyklu5. Dolegliwość ta dotyczy ok. 10% kobiet6. Jednak więcej, bo ponad 30% kobiet opisuje swoje krwawienia jako obfite7. Dzieje się tak zwykle, kiedy utrata krwi miesiączkowej jest w górnych granicach normy. Przy braku innych dolegliwości możemy wówczas mówić o tym, że krwawienie miesiączkowe jest fizjologiczne (prawidłowe), choć obfite i przez to często wpływa na codzienne funkcjonowanie kobiet, prowadzi do ograniczenia aktywności fizycznej8, może utrudniać dobór ubioru czy krwawienie miesiączkowe to nie tylko problem natury estetycznej. Może ono być przyczyną zmęczenia, czy odczuwania dyskomfortu można także zapominać o traconym wraz z krwią żelazie. Zwykle miesiączka zwiększa dzienną utratę żelaza z organizmu o ponad 50%. Codziennie, w czasie prawidłowej menstruacji kobiety tracą od ok. 0,5 do 1,8 mg tego pierwiastka wraz z krwią. Łatwo policzyć, że organizm po całym okresie krwawienia musi uzupełnić straty nawet ponad 12 mg jest składnikiem hemoglobiny – białka wchodzącego w skład krwinek czerwonych, odpowiadającego za transport tlenu do wszystkich komórek organizmu, ma też ważne znaczenie dla zachowania odporności. Niedobory żelaza mogą powodować obniżenie sprawności fizycznej i intelektualnej czy zmniejszeniem odporności11,12, specjalistów, to właśnie obfite krwawienia miesiączkowe, obok nieprawidłowej diety, są jednym z głównych powodów niedoboru żelaza u kobiet10, tak ważna jest dodatkowa suplementacja tego składnika podczas zapotrzebowanie na żelazo wynosi dla dziewcząt ok. 10 mg/dobę, jednak po pojawieniu się pierwszej miesiączki wzrasta nawet do 15-18 mg/dobę. Dla porównania – dla mężczyzn przez całe życie pozostaje na poziomie 10 mg/dobę11. Jeśli krwawienia miesiączkowe są odczuwane przez kobietę jako obfite i stanowią dla niej problem, wymagają wnikliwej diagnostyki przez lekarza. Wprawdzie często nie udaje się odnaleźć konkretnej przyczyny, ale może się zdarzyć, że powodem okażą się leki zmniejszające krzepliwość krwi (np. aspiryna), zaburzenia krzepnięcia krwi, endometrioza, mięśniaki macicy, choroby endokrynologiczne, polipy macicy czy metod stosowanych w celu zmniejszenia obfitości krwawień miesiączkowych zależy przede wszystkim od ich nasilenia (czy jest to jeszcze górna granica normy czy już choroba) oraz przyczyny. Jeżeli przyczyna jest jasna – leczenie będzie polegało na jej usunięciu, jeżeli nie uda się jej odnaleźć – pozostaje postępowanie M. et al. What’s normal? Accurately and efficiently assessing menstrual function, Pediatric Annals, 2015; 44 (9): e213–e217, dotęp V. dostęp N. dostęp D. Pytania do ekspertów. Ginekologia, dostęp C. Very Havy Menstrual Flow dostęp Menorrhagia Research Group, Quantification of menstrual blood loss, The Obstetrician& Gynaecologist 2004; 6:88–92Karlsson et al. Heavy menstrual bleeding significantly affects quality of Obstet Gynecol Scand. 2014 Jan;93(1): A, von Stenglin A, Rybowski S. Women’s attitudes towards monthly bleeding: results of a global population-based survey. Eur J Contracept Reprod Health Care. 2012 Aug;17(4): Guillermo et al. Female social and sexual interest across the menstrual cycle, BMC Women’s Health201010:19Milman N., Clausen J., Byg Iron status in 268 Danish women aged 18-30 years: influence of menstruation, contraceptive method, and iron supplementation, Annals of Hematology 1998, 77(1-2):13-9Jarosz M. et al. Normy żywienia dla populacji polskiej – nowelizacja. Instytut Żywności i Żywienia 2012; Scientific Opinion on the substantiation of health claims related to iron. EFSA Journal 2009; 7(9):1215EFSA. Scientific Opinion on the substantiation of health claims related to iron. EFSA Journal 2010;8(10):1740Baron et al. Menorrhagia: Risk Factors, Diagnosis and Treatment,
Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź 1 2014-12-12 01:50:41 melomanka Na razie czysta sympatia Nieaktywny Zarejestrowany: 2014-02-17 Posty: 27 Temat: Dziewice - co o nich sądzicie?Pytanie skierowane głównie do mężczyzn. Co sądzicie o 21-letniej dziewicy albo nawet troszkę starszej? To naprawdę już taka rzadkość, że podchodzi to pod dziwactwo? Czy chcielibyście mieć taką partnerkę? Ciekawi mnie temat. Bo ja, tak jako dziewica, nie mam z tym problemu, nie chciałam z nikim tego utracić, bo chyba nikogo z moich byłych tak naprawdę nie kochałam, a z byle kim... no cóż mam swoje zasady. Ale interesuje mnie reakcja facetów, że nowa dziewczyna z którą się spotykacie jeszcze z nikim się nie kochała. 2 Odpowiedź przez Iceni 2014-12-12 01:53:53 Ostatnio edytowany przez Iceni (2014-12-12 01:54:50) Iceni Gość Netkobiet Odp: Dziewice - co o nich sądzicie? Skoro nie masz z tym problemu to dlaczego temat zakładasz? BTW - tematów o dziewicach jest tu przynajmniej kilka(naście). 3 Odpowiedź przez Martainn 2014-12-12 09:02:42 Martainn Net-facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2014-08-05 Posty: 9,913 Wiek: 30 Odp: Dziewice - co o nich sądzicie?W sumie dziwne dla mnie pytanie. Kto to uważa za dziwactwo? 4 Odpowiedź przez Łógiń 2014-12-12 09:41:56 Łógiń Net-facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-11-08 Posty: 513 Odp: Dziewice - co o nich sądzicie?Z dwojga złego lepiej w tę stronę... Żartuję. Dla mnie nie bycie rozwiązłym to zaleta, a dziewice chyba nie są. Chociaż w dzisiejszych czasach... Wszystko z Tobą ok. 5 Odpowiedź przez pitagoras 2014-12-12 09:47:29 pitagoras Net-facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-06-16 Posty: 4,269 Wiek: jak Jezus pod koniec kariery Odp: Dziewice - co o nich sądzicie?Wbrew lansowanym po forach tezom dziewic w tym wieku jest masa. 6 Odpowiedź przez ZUB74 2014-12-12 10:56:06 Ostatnio edytowany przez ZUB74 (2014-12-12 22:10:16) ZUB74 Na razie czysta sympatia Nieaktywny Zarejestrowany: 2014-09-17 Posty: 21 Wiek: 40 Odp: Dziewice - co o nich sądzicie?To że dziewczyna w wieku dwudziestu kilku lat i późniejszym jest dziewicą, to żadne dziwactwo. Mogą być różne powody, że jeszcze z nikim nie współżyła i należy to uszanować. Natomiast naganne jest to, że dziewice (na szczęście nie wszystkie) sprzedają swój pierwszy raz za pieniądze (ogłaszając się np.: w necie). Ja z takiej oferty nie skorzystałem i raczej nie skorzystam (jestem zbyt młody i zbyt przystojny żeby za to płacić). Jeśli chodzi o to, czy chciałbym mieć taką partnerkę. To odpowiem tak, moje pierwsza dziewczyna (a było to 20 lat temu) była dziewicą i jakoś mi to specjalnie w niczym nie przeszkadzało... 7 Odpowiedź przez kathon 2014-12-12 11:37:19 kathon Net-facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-03-18 Posty: 407 Wiek: '79 Odp: Dziewice - co o nich sądzicie? Ja znam jedną dziewicę. Przemiła dziewczyna, niesamowicie inteligentna, wiek 29 lat. Czemu akurat cały czas dziewica, jakoś specjalnie nie poruszałem tego tematu, to sprawa każdego z nas - trochę wiara, trochę ma chyba czwartego, o którym ja na jak długo...? 8 Odpowiedź przez rossanka 2014-12-12 12:38:16 rossanka Przyjaciółka Forum Aktywny Zarejestrowany: 2013-07-29 Posty: 13,708 Wiek: 59 Odp: Dziewice - co o nich sądzicie?Nic nie nie być dziewicą w wieku 15 lat albo 35 nic nikomu do wstyd albo w drugą stronę powód do ludziom żyć. 9 Odpowiedź przez tooshy27 2014-12-12 14:06:31 tooshy27 Gość Netkobiet Odp: Dziewice - co o nich sądzicie?Generalnie nie robi mi to różnicy, ale gdyby powiedziała mi to dziewczyna z która planuje współżyć na pewno podszedłbym do tych spraw delikatniej i bardziej się postarał, bo często ten pierwszy raz pamięta się dłużej 10 Odpowiedź przez 30Mircza 2014-12-12 15:15:49 30Mircza Net-Facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2014-12-09 Posty: 814 Odp: Dziewice - co o nich sądzicie? rossanka napisał/a:Nic nie nie być dziewicą w wieku 15 lat albo 35 nic nikomu do wstyd albo w drugą stronę powód do ludziom telepatka . Wyraziłaś moją własną myśl, której nie zdołałem ująć w słowa. Dziewica/ nie-dziewica... Można oszaleć od ciągłego wałkowania jednej kwestii (dlatego na tym forum udzielam się w różnych tematach) 11 Odpowiedź przez CoChwileCos 2014-12-12 17:02:21 CoChwileCos Net-facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2014-10-19 Posty: 66 Odp: Dziewice - co o nich sądzicie? pitagoras napisał/a:Wbrew lansowanym po forach tezom dziewic w tym wieku jest 12 Odpowiedź przez 30Mircza 2014-12-12 17:21:59 30Mircza Net-Facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2014-12-09 Posty: 814 Odp: Dziewice - co o nich sądzicie? pitagoras napisał/a:Wbrew lansowanym po forach tezom dziewic w tym wieku jest utrafił w samo sedno. 13 Odpowiedź przez shylock 2014-12-12 17:40:29 shylock Net-facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2014-05-25 Posty: 114 Odp: Dziewice - co o nich sądzicie?że się szanuje 14 Odpowiedź przez 30Mircza 2014-12-12 19:13:26 30Mircza Net-Facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2014-12-09 Posty: 814 Odp: Dziewice - co o nich sądzicie? tooshy27 napisał/a:Generalnie nie robi mi to różnicy, ale gdyby powiedziała mi to dziewczyna z która planuje współżyć na pewno podszedłbym do tych spraw delikatniej i bardziej się postarał, bo często ten pierwszy raz pamięta się dłużej Kobiety (szczególnie młode i mało doświadczone) będą do ciebie walić drzwiami i oknami. 15 Odpowiedź przez 30Mircza 2014-12-12 19:18:11 30Mircza Net-Facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2014-12-09 Posty: 814 Odp: Dziewice - co o nich sądzicie? Marcjano napisał/a:W sumie dziwne dla mnie pytanie. Kto to uważa za dziwactwo?Tak potoczyło się twoje życie i nie popadaj w kompleks niższości. 16 Odpowiedź przez Martainn 2014-12-12 20:36:35 Martainn Net-facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2014-08-05 Posty: 9,913 Wiek: 30 Odp: Dziewice - co o nich sądzicie?Nie rozumiem? 17 Odpowiedź przez 30Mircza 2014-12-12 21:39:16 30Mircza Net-Facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2014-12-09 Posty: 814 Odp: Dziewice - co o nich sądzicie? Marcjano napisał/a:Nie rozumiem?Przepraszam, to było do pewnej forumowiczki, a tobie chciałem tylko przyznać rację 18 Odpowiedź przez Iris7 2014-12-12 21:44:51 Iris7 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2014-07-08 Posty: 1,779 Odp: Dziewice - co o nich sądzicie?A czy dziewice to jakiś inny gatunek? Bo tak się poczułam. 19 Odpowiedź przez 30Mircza 2014-12-12 22:01:05 30Mircza Net-Facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2014-12-09 Posty: 814 Odp: Dziewice - co o nich sądzicie? daenerys7 napisał/a:A czy dziewice to jakiś inny gatunek? Bo tak się poczułam. Nie, dziewice to kobiety, które jeszcze nie uprawiały seksu 20 Odpowiedź przez Iris7 2014-12-12 22:12:15 Iris7 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2014-07-08 Posty: 1,779 Odp: Dziewice - co o nich sądzicie? 30Mircza napisał/a:daenerys7 napisał/a:A czy dziewice to jakiś inny gatunek? Bo tak się poczułam. Nie, dziewice to kobiety, które jeszcze nie uprawiały seksuDziękuję za poinformowanie. Chodziło mi o to, że ocenianie kogoś pod kątem dziewictwa lub jego braku nie ma większego sensu. Nie lepiej dostrzec kobietę, a nie tylko dziewicę? Jeżeli jakkolwiek postrzegam czystość, to raczej pozytywnie, ale nie znaczy to, że osoby doświadczone seksualnie są gorsze, nie są absolutnie. Po prostu gdybym poznała faceta, to nie chciałabym, by moją główną zaletą było dla niego to, że jestem dziewicą, ponieważ uważam, że jako człowiek mam więcej do zaoferowania. I nie tylko ja. 21 Odpowiedź przez WitchQueen 2014-12-13 02:07:30 WitchQueen Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-01-16 Posty: 2,301 Wiek: 24 Odp: Dziewice - co o nich sądzicie? 30Mircza napisał/a:rossanka napisał/a:Nic nie nie być dziewicą w wieku 15 lat albo 35 nic nikomu do wstyd albo w drugą stronę powód do ludziom telepatka . Wyraziłaś moją własną myśl, której nie zdołałem ująć w słowa. Dziewica/ nie-dziewica... Można oszaleć od ciągłego wałkowania jednej kwestii (dlatego na tym forum udzielam się w różnych tematach)Ja nie chcę wypominać, ale jesteś jednym z mocniej wałkujących tą kwestię na tym to kogoś całkowicie nie określa jako człowieka i nie jest przez tą osobę uważane za naczelną zaletę/wadę, to w sumie nie widzę sensu większego zajmowania się tym. Jedni idą z kimś do łóżka wcześniej, inni później. Każdy robi, co uważa za słuszne. Nie ma przecież urzędowo przyznanego wieku na inicjację seksualną. W sumie 21 lat to, mnie się wydawało, wiek taki zupełnie przeciętny. Mnie to nie interesuje, czy ktoś już zaczął, czy nie. "Si vis pacem - para bellum" 22 Odpowiedź przez krzysiek95 2014-12-13 20:04:58 krzysiek95 Net-facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2014-09-14 Posty: 378 Wiek: lepiej nie bo przestaną traktować serio Odp: Dziewice - co o nich sądzicie? To nie jest wada No fakt taka dziewica 20+ pewnie nie szuka nikogo na raz czy dwa a dla niekorych to wada ale coz rozni sa ludzie... 23 Odpowiedź przez bona-ventura 2014-12-14 15:21:27 bona-ventura Net-facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2014-04-21 Posty: 50 Wiek: 50+ Odp: Dziewice - co o nich sądzicie?Na pewno traktowałbym z szacunkiem jej decyzje i zachowanie. Jestem niepocieszony, bo nigdy mi się nie zdarzył przypadek bycia tym pierwszym. 24 Odpowiedź przez 30Mircza 2014-12-14 20:50:14 30Mircza Net-Facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2014-12-09 Posty: 814 Odp: Dziewice - co o nich sądzicie? melomanka napisał/a:Pytanie skierowane głównie do mężczyzn. Co sądzicie o 21-letniej dziewicy albo nawet troszkę starszej? To naprawdę już taka rzadkość, że podchodzi to pod dziwactwo? Czy chcielibyście mieć taką partnerkę? Ciekawi mnie temat. Bo ja, tak jako dziewica, nie mam z tym problemu, nie chciałam z nikim tego utracić, bo chyba nikogo z moich byłych tak naprawdę nie kochałam, a z byle kim... no cóż mam swoje zasady. Ale interesuje mnie reakcja facetów, że nowa dziewczyna z którą się spotykacie jeszcze z nikim się nie co tu sądzić? Były, są i będą Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
... Początkujący Szacuny 0 Napisanych postów 27 Na forum 18 lat Przeczytanych tematów 546 Wiem że to chyba nie na temat ale musze wiedzieć jak współżyć z partnerką (dziewicą) nie sprawiając jej proszę o wyczerpującą dziękuje Ekspert SFD Pochwały Postów 686 Wiek 32 Na forum 11 Płeć Mężczyzna Przeczytanych tematów 13120 Wyjątkowo przepyszny zestaw! Zgarnij 3X NUTLOVE 500 w MEGA niskiej cenie! KUP TERAZ ... Początkujący Szacuny 0 Napisanych postów 100 Na forum 18 lat Przeczytanych tematów 1177 pierwszy raz zawsze boli , a hyba kilka razy dziewica byc nie moze Kill Or Be Killed ... , Sk8boarding Is Not A Crime ! ... Początkujący Szacuny 0 Napisanych postów 27 Na forum 18 lat Przeczytanych tematów 546 no niby nie ale się boji i chciałem to załatwić bezboleśnie ... Znawca Szacuny 43 Napisanych postów 4241 Na forum 19 lat Przeczytanych tematów 16798 Wsadź jej poduszkę pod pupę, rozszeż mocno nogi i módl się żeby jej błona była cienka, bo jak jest gruba to i tak będzie bardzo boleć, a później może mieć przez to uraz do seksu i nie chcieć się kochać! Leniwy i d****nie eksperymentujący Słabeusz Siła mięśni to 20% całej siły! 80% to wytrwałość i odporność psychiczna!!! Leniwy i d****nie eksperymentujący Słabeusz Doradca w dziale Suplementacja ... Ekspert Szacuny 169 Napisanych postów 4456 Wiek 37 lat Na forum 19 lat Przeczytanych tematów 65753 Tak jak napisal poprzednik, poduszka pod pupe i szeroko uda, z tym ze staraj sie zebyt byla rozluzniona i zrelaxowana. Stres w niczym nie pomoze, jesli sie boji to lepiej to odlozyc i poczekac az Ci zaufa i pozbedzie sie oporow, a jesli blona naprawde okaze sie gruba to pomoze tylko lekarz. Z drugiej strony dziewictwo to tylko kwestia psychiki, bo blony juz dawno moze nie byc. pozdrawiam Logan "Szukam sposobu by kiedys poleciec jak Ikar, na skrzydlach tej wolnosci i jesli mam jak on spasc, to spadne jak on, ale szczesliwy bo zylem naprawde" "Kazdy jest swirem - kwestia tylko na ile." ... Ekspert Szacuny 205 Napisanych postów 13874 Wiek -5055 dzień Na forum 20 lat Przeczytanych tematów 158206 jak wyżej, poduszka pod biodra i długa gra wstępna, mozesz tez spytac ginekologa na SI VIS PACEM, PARA BELLUM... ... Początkujący Szacuny 0 Napisanych postów 27 Na forum 18 lat Przeczytanych tematów 546 ... Ekspert Szacuny 499 Napisanych postów 9533 Wiek 42 lat Na forum 20 lat Przeczytanych tematów 18704 co do blony - to moze to byc wiele jej ksztaltow i rodzajow ... a co do bolu - jak ma bolec to bedzie , oczywiscie przez odp podejscie pozycje , nastroj mozna troche zdzialac .... jak koledzy pisali XXX Boofi XXX Hard Core Straight Edge XXX Boofi XXX Hard Core Straight Edge "Blood and Guts bro , thats the way it goes !!" - lifter ? Nie dyskutuj z d****em. Najpierw sprowadzi Cię do swojego poziomu a potem pokona doświadczeniem.
Problem, jaki obecnie staje przed UE, USA i NATO nie polega na tym, że zgoda na zmianę przynależności państwowej Krymu radykalnie pogorszyłaby ich bezpieczeństwo, lecz na udzieleniu odpowiedzi na pytanie, jak dalej współżyć z agresorem. Otóż, trzeba przyznać, że po tym konflikcie stosunki międzynarodowe na całej północnej półkuli nie będą już mogły być takie same – z prof. Tomaszem Stryjkiem z ISP PAN rozmawia Stefan Kabat Stefan Kabat: Panie Profesorze, po tym, jak na Ukrainie drogą rewolucyjną zmieniał się porządek wewnętrzny, teraz nadszedł etap umiędzynarodowienia „sprawy ukraińskiej”. Jakie konsekwencje dla równowagi tak w regionie, jak i w ogóle w skali globu mogą mieć obecne wydarzenia? Jaki scenariusz (aneksja Krymu przez Rosję, „naddniestryzacja” półwyspu, utrzymanie go w jakiś sposób przez Ukrainę, a może jakaś forma dalszej eskalacji konfliktu) wydaje się Panu najbardziej prawdopodobny? Prof. Tomasz Stryjek: W chwili, w której rozmawiamy (piątek, 7 marca, rano) domniemany plan prezydenta Putina odnośnie Ukrainy, realizowany od 26 lutego, przyniósł owoce jedynie w skromnej części. O sukcesie Rosji można mówić tylko w kwestii przygotowania do aneksji obwodu krymskiego, nie powiodło się natomiast ani wywołanie zamieszek dostarczających pretekstu do wprowadzenia armii rosyjskiej, ani powołanie alternatywnych władz, w żadnym z pozostałych obwodów Wschodu i Południa Ukrainy. Tym bardziej nie powiodło się – aczkolwiek nie możemy mieć pewności, czy leżało w zamiarach przywódcy Rosji – wywołanie swego rodzaju kontrrewolucji i tak gruntowne zdestabilizowanie kraju, aby ukonstytuowane w dniach 21 – 27 lutego władze w Kijowie podały się do dymisji. Wtedy proces formowania kierownictwa Ukrainy musiałby zacząć się od nowa, w zamiarze Rosji z udziałem nowej reprezentacji sił prorosyjskich. W świetle obecnego stanu spraw, jeśli nawet rychło nastąpi formalna aneksja Krymu przez Rosję, nowa równowaga sił w Europie Wschodniej, Środkowej i Południowo-Wschodniej nie będzie znacznie różniła się od poprzedniej. Tym bardziej trudno byłoby mówić o głębokiej zmianie w skali całego globu. Naturalnie, utrata panowania nad Krymem pogarsza strategiczne położenie Ukrainy w przypadku następnej konfrontacji z Rosją. Oznacza spadek dochodów z turystyki i odcięcie od własnego państwa mieszkających na półwyspie Tatarów i Ukraińców. Zmusza do budowy praktycznie „od zera” baz morskich, w których mogłaby stacjonować flota Ukrainy. Z drugiej strony wszakże utrata Krymu rozwiązuje największe obciążenie, które wynikało z tzw. umów charkowskich z 2010 r. – oddaje Ukrainie na powrót możliwość wyboru polityki bezpieczeństwa poprzez integrację z Zachodem. Możliwość tę utraciła ona, godząc się na stacjonowanie floty rosyjskiej na swoim terytorium aż do 2042 r.! Problem, jaki obecnie staje przed UE, USA i NATO nie polega zatem na tym, że zgoda na zmianę przynależności państwowej Krymu radykalnie pogorszyłaby ich bezpieczeństwo, lecz na udzieleniu odpowiedzi na pytanie, jak dalej współżyć z agresorem. Otóż, trzeba przyznać, że po tym konflikcie stosunki międzynarodowe na całej północnej półkuli nie będą już mogły być takie same, jak przed uchwałą Rady Federacji Rosji z 1 marca 2014 r., kiedy prezydent oraz parlament Rosji zdyskredytowały się ostatecznie. Wydaje się, że tylko pełna zmiana władz Rosji – i to nawet nie personalna (Putin kiedyś w końcu sam zapragnie przejść „na emeryturę”), lecz systemowa, będąca skutkiem przełomu demokratycznego i odnowienia systemu politycznego – będzie mogła otworzyć drogę do prawdziwie przyjaznych stosunków państw Europy oraz Ameryki Północnej z Rosją. Po prostu, Putinowi ani nikomu innemu, kto będzie rządził z jego nadania, nie będzie już można zaufać. I nawet jeśli państwa europejskie nadal będą musiały – z powodu zależności surowcowej czy handlowej – utrzymywać z nim poprawne stosunki, to deklaracje przyjaźni wobec niego będą już wyłącznie wymuszone. Nie podzielam poglądu szeregu komentatorów z ostatnich dni, że sytuacja w Europie jest porównywalna z jesienią 1938 r., a dokładnie z tym momentem, w którym Chamberlain i Daladier jechali do Monachium zawrzeć porozumienie z Hitlerem i Mussolinim, następnie zaakceptowali rozbiór Czechosłowacji, a w końcu przed własną opinią publiczną usiłowali sobie przypisać zasługę uratowania pokoju. Nic nie wskazuje na to, że cele Putina sięgają poza przestrzeń dawnego ZSRR, a ściślej biorąc, poza kraje z udziałem mniejszości rosyjskiej i rosyjskojęzycznej. Jednocześnie jednak sądzę, że sytuacja jest znacznie poważniejsza niż w czasie wojny rosyjsko-gruzińskiej w 2008 r. I że nie może zakończyć się rzeczywistym pogodzeniem się Zachodu ze zmianą granic Ukrainy, jak to było z faktycznym włączeniem do Rosji Osetii Południowej oraz Abchazji, ani – za kilka lat – jakimś nowym „resetem” w stosunkach amerykańsko-rosyjskich. M. in. państwa bałtyckie mają jak najbardziej prawo czuć się zagrożone (aczkolwiek trzeba przyznać, że ich sytuacja jest całkiem inna niż Ukrainy – w przypadku jakiejkolwiek próby zamachu Rosji na ich terytorium, NATO musiałoby zareagować wprost siłami wojskowymi, gdyż w przeciwnym razie straciłoby jakąkolwiek wiarygodność). Z pozoru sytuacja jest mniej groźna niż w 2008 r. na Kaukazie – w końcu przejęcie władzy na Krymie odbywa się bez strat w ludziach, na czym zależy obu stronom konfliktu – to jednak trzy przyczyny nadają jej przełomowy charakter. Po pierwsze, decyduje o tym te ponad osiemdziesiąt ofiar po stronie manifestantów na Majdanie w Kijowie. Nie tylko zginęły na oczach całego świata, ale także okazawszy determinację, która mieszkańcom Zachodu „nie mieściła się w głowie”, ostatecznie przyczyniły się do obnażenia metod politycznych, z pomocą których rządzi sam Putin i jego satelici w państwach zależnych (mam na myśli i gotowość zmasowanego użycia siły, i akcję propagandową, jaką Rosja prowadziła przeciw rewolucji przynajmniej od początku bieżącego roku). Innymi słowy, to one spowodowały, że „europejskość” współczesnej Rosji w zachodniej opinii publicznej „legła w gruzach” (m. in. Rosja od około dekady realizuje strategię wizerunkową, polegającą na zaznaczeniu jej decydującej roli w zwycięstwie w II wojnie światowej i jednoczesnym „demaskowaniu” „faszystowskiego”, zatem nie-europejskiego, pochodzenia i charakteru tych współczesnych sił politycznych na Ukrainie i w państwach bałtyckich, które przestrzegają przed nią i opowiadają się za pełną integracją z Zachodem). Po drugie, nowe władze Ukrainy nie dały Rosji żadnego powodu, aby ta ostatnia mogła poczuć się zagrożona (przypomnijmy, że w 2008 r. prezydent Saakaszwili dał się sprowokować i zaatakował Cchinwali). Można się zgodzić, iż decyzję odwołania ustawy językowej z 2012 r. przez Radę Najwyższą mieli prawo negatywnie ocenić rosyjskojęzyczni obywatele Ukrainy (aczkolwiek trudno byłoby argumentować, iż przed wejściem w życie tej ustawy język rosyjski był tam jakkolwiek represjonowany). Jednak twierdzenie, że jakakolwiek decyzja nowych władz ukraińskich naruszyła standardy europejskie, albo stworzyła zagrożenie dla Rosji, jest oczywistą bzdurą. Zostawiam tu na boku sam sposób ukonstytuowania tych władz, który odbył się w sposób rewolucyjny. I najprawdopodobniej nie wytrzymałby oceny formalnej w sądownictwie konstytucyjnym. Po trzecie w końcu, administracja Baracka Obamy, inaczej niż administracja George`a W. Busha, prowadziła wobec Rosji politykę otwartą i obliczoną na współpracę. W istocie wycofała się ze strategicznej rywalizacji z Rosją na obszarze Eurazji, prowadzonej przez poprzednią ekipę. Innymi słowy, Amerykanie nie mają powodów zarzucać sobie, że w ostatnich czterech latach jakkolwiek przyczynili się do wzrostu poczucia zagrożenia Rosji. Jawność i bezceremonialność agresji na Krymie, a także towarzysząca jej histeria w parlamencie rosyjskim i części mediów, w odbiorze światowej opinii publicznej rysują obraz Rosji jako nieobliczalnego uczestnika stosunków międzynarodowych. Nawet jeśli nowe władze Ukrainy podzieliłyby pogląd, iż bez Krymu będą mogły prowadzić bardziej swobodną politykę na arenie międzynarodowej, nie mogą odstąpić od zasady nienaruszalności swego terytorium. Akcja, jaką Rosja przedsięwzięła w ostatnich dniach, spowoduje na tyle istotną zmianę w opinii publicznej Europy i Ameryki Północnej, że władze Ukrainy, przystając na secesję Krymu, straciłyby wiarygodność. W konsekwencji mogłoby się okazać, że wcale nie zyskały większego pola wyboru dla swej polityki zagranicznej. Najprawdopodobniej uważano by, że jako takie, które same są gotowe przejść do porządku dziennego nad oczywistą agresją, nie zasługują na to, aby być przyjęte do UE czy NATO. Podsumowując, sądzę, że zmiana sytuacji na Krymie pociągnie za sobą poważne zmiany w stosunkach międzynarodowych. Jest w tym pewien paradoks. Kraj, którego większość ludności być może rzeczywiście wolałaby być obywatelami Rosji – przypomnijmy, że po pierwsze, nawet tuż po rozpadzie ZSRR w ukraińskim referendum niepodległościowym 1 grudnia 1991 r. na Krymie „za” głosowało tylko 54% ludności, po drugie, według wszelkich szacunków współcześnie ludzie identyfikujący się z narodem rosyjskim stanowią tam większość bezwzględną – został właśnie faktycznie odłączony od Ukrainy w takich okolicznościach i w taki sposób, że nikt poza samą Rosją tego nie może zaakceptować. Zatem „kwestia krymska” najprawdopodobniej pozostanie obciążeniem dla stosunków międzynarodowych w długiej perspektywie. Chyba aż do momentu zasadniczej zmiany władzy w samej Rosji. Wiele mówi się o bierności i bezradności szeroko pojętego Zachodu. Czy rzeczywiście możemy mówić o braku woli, czy może raczej – o braku narzędzi? Państwa zachodnie mają narzędzia bardzo zdecydowanego nacisku na Rosję, takie jak: wprowadzenie amerykańskiej floty na Morze Czarne, włączenie przestrzeni powietrznej południa i wschodu Ukrainy do systemu obserwacyjnego AWACS, ograniczenie eksportu UE do Rosji produktów wymagających zaawansowanych technologii, czy ograniczenie importu gazu (pod warunkiem zapewnienia państwom Europy Środkowej jego dostaw z innych części świata, tzn. tłoczenia go w systemie europejskich gazociągów w kierunku wschodnim). Problem w tym, że państwa te nie mają legitymacji społecznej do ich użycia. Wiele już napisano o „posthistoryczności” Europy Zachodniej, o aspirowaniu UE do bycia pierwszym w dziejach „mocarstwem cywilnym” itd. Bez względu na to, jakiegokolwiek terminu byśmy nie użyli dla opisania niskiej zdolności do ponoszenia ofiar społeczeństw Europy Zachodniej, nie zatrzemy tego, że ani ona jako całość, ani żadne z jej państw z osobna, nie mają legitymacji ani do ryzykowania w akcji bojowej życiem swych obywateli, ani spowodowania wyraźnego pogorszenia standardów ich życia codziennego (np. wskutek przejściowych problemów z surowcami energetycznymi) w sytuacji, w której stawką w grze jest „tylko” ratowanie wartości ładu międzynarodowego, a nie bezpośrednie zagrożenie dla ich bezpieczeństwa. Dotyczy to w dużej mierze także USA, gdzie wprawdzie istnieje przyzwolenie społeczne dla używania środków militarnych w różnych częściach świata, ale kwestia integralności Ukrainy w polu widzenia opinii publicznej pozostaje na bardzo dalekim miejscu. Z drugiej strony Rosja pozostaje nie tylko mocarstwem atomowym, zanurzonym w „historyczności”, którego władze pielęgnują wspomnienie wielkości imperialnej, ale także krajem, w którym życie ludzkie ceni się nadal wyraźnie mniej. Obok tej różnicy duże znaczenie ma jeszcze dojmująca na całym Zachodzie potrzeba ograniczenia wydatków publicznych z powodu kryzysu ekonomicznego. W konsekwencji państwa zachodnie wiele zrobić nie mogą. Jednak to, do czego mają legitymację od swych społeczeństw, może okazać się dla Rosji bardzo dotkliwe. Chodzi o wprowadzenie zakazu wjazdu na Zachód dla osób odpowiedzialnych za akcję na terytorium Ukrainy (słuszne jest stanowisko, że z wyjątkiem samego Putina), mocne ograniczenie wydawania turystycznych wiz wjazdowych dla obywateli Rosji oraz zamrożenie ich rachunków bankowych w państwach Europy i Ameryki Północnej. Jak twierdzi najlepszy dziś na Zachodzie historyk dziejów Europy Wschodniej XX w. i przenikliwy obserwator współczesnych rosyjskich mediów Timothy Snyder, Rosja wydaje się nie brać pod uwagę, że sankcje tego rodzaju z jednej strony niewiele kosztują Zachód, z drugiej będą tak dotkliwe dla rosyjskiej klasy wyższej i średniej, która albo kształci swe potomstwo w Europie i chroni tam swe pieniądze przed perturbacjami wokół rubla, albo przynajmniej nawykła spędzać urlopy w krajach UE, że społeczne poparcie dla reżimu Putina zostanie poważnie nadwątlone. Zatem reakcja Zachodu powinna polegać nie tylko na niewielkim wzmocnieniu sił powietrznych państw położonych na „wschodniej” flance NATO (USA), na zawieszeniu przygotowań do szczytu głów państw z udziałem Rosji (G7), na zawieszeniu negocjacji z nią na temat stopniowego znoszenia dotychczasowego reżimu wizowego oraz zawarcia nowego traktatu handlowego (UE), czy w końcu na zapowiedzi przeglądu współpracy wojskowej (NATO). Wprowadzając wspomniane poprzednio środki, gospodarki Zachodu stracą niewiele, a jednocześnie powstanie szansa, iż w perspektywie roku-dwóch w rosyjskich środowiskach opiniotwórczych nastąpi sprzeciw wobec nacjonalistycznej retoryki władz i imperialnych metod prowadzenia polityki wobec sąsiadów. Rozumiem z tego, że jest Pan wobec dotychczasowej odpowiedzi Zachodu krytyczny. Jednak być może jest tak, że jego strategia postępowania jest w rzeczywistości ryzykowną, ale przemyślaną grą na przeczekanie Putina, obliczoną na zmęczenie Moskwy choćby konsekwencjami gospodarczymi (w ostatnich dniach sytuację poważnie odczuła tak moskiewska giełda, jak i rubel)? Wydaje mi się, że nazywanie tego, co na razie nastąpiło przemyślaną „strategią” jest stanowczo działaniem na wyrost. Można by je nawet zinterpretować jako zabieg PR-owy, mający na celu ukrycie własnego braku zdecydowania. Przemyślane – i jak najbardziej słuszne – są na pewno działania sekretarza stanu Kerry`ego na rzecz podjęcia bezpośrednich rozmów przez Rosję i Ukrainę (nawet jeśli strony nie osiągnęłyby porozumienia w sprawie Krymu, samo ich przeprowadzenie oznaczałoby uznanie nowych władz w Kijowie przez Kreml). Trudno jednak mówić o całościowej strategii Zachodu. Sądzę, że i państwo rosyjskie, i opinia publiczna sprostają temu spadkowi wartości rubla, jaki ostatnio obserwujemy. Do tego, aby metoda bezpośredniego nacisku ekonomicznego była skuteczna, potrzebne byłoby ograniczenie przez UE importu i eksportu do Rosji. Innymi słowy, albo bezpośrednie uderzenie w przychody budżetu rosyjskiego z eksportu, albo ograniczenie konsumpcji towarów zachodnich przez Rosjan. Realność zastosowania tych środków jednak już wykluczyliśmy. Nie nastąpi też odpływ inwestycji zachodnich z Rosji (w największym stopniu niemieckich). Jak się wydaje, pozostają wymienione poprzednio środki bardziej długoterminowego oddziaływania na rosyjską opinię publiczną. Można uznać, że to niesprawiedliwe, aby „zwykli” Rosjanie ponosili konsekwencje działań kierownictwa państwa. Nie ma jednak wątpliwości, że tylko oni mogą Rosję, w tym także jej politykę zagraniczną, trwale zmienić. W kontekście bierności Zachodu często pada argument memorandum budapeszteńskiego, w którym Rosja, USA i Wielka Brytania zadeklarowały poszanowanie integralności terytorialnej Ukrainy. Pojawiają się jednak głosy, że formuła owego dokumentu żadnej ze stron do niczego prawnie nie zobowiązuje, będąc tylko deklaracją woli – jakie jest faktyczne znaczenie dokumentu dla obecnych wydarzeń? Memorandum nie ma charakteru traktatowego. Nie było przedmiotem ratyfikacji w państwach, które go podpisały. W sensie ścisłym nie należy zatem do prawa międzynarodowego. Natomiast jego konsekwencje, czyli przystąpienie Ukrainy do układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (oraz wydanie tej broni Rosji w celu jej zniszczenia), jak najbardziej taki charakter ma. Memorandum było traktowane jako wyraz intencji mocarstw atomowych, w tym Rosji, do budowy systemu bezpieczeństwa międzynarodowego w oparciu o wzajemne zaufanie. Jako takie było symbolicznym zerwaniem z systemem jałtańskim w Europie. Przypomnijmy, że nastąpiło na szczycie KBWE, na którym państwa członkowskie niejako podsumowały wyniki zmian zachodzących na kontynencie od 1989 r. i przekształciły tę strukturę w OBWE. Powstał regionalny system bezpieczeństwa, powiązany z ONZ i odgrywający rolę podobną do Organizacji Państw Amerykańskich czy Organizacji Jedności Afrykańskiej (dziś Unii Afrykańskiej). Był to moment zamykający proces demontażu żelaznej kurtyny w Europie. Ukraina dobrowolnie zgodziła się w nim uczestniczyć na prawach państwa bezatomowego, gdyż nic nie wskazywało na to, że którakolwiek z pięciu oficjalnych potęg atomowych świata jej zagrozi. Odrzucenie przez Rosję memorandum w 2014 r. oznacza zakomunikowanie światu, iż obecne jej kierownictwo uważa politykę bezpieczeństwa prezydenta Jelcyna z lat 90. ubiegłego wieku za wyraz słabości. Akt ten idzie o tyle dalej niż wkroczenie do Osetii Południowej w 2008 r., że oznacza nie tylko złamanie traktatu między dwoma państwami (w tym przypadku traktatu rosyjsko-ukraińskiego z 1997 r.) oraz Karty ONZ, ale także podważenie międzynarodowych porozumień kończących epokę zimnej wojny. To właśnie dlatego obecna sytuacja powoduje, że wielu komentatorów wpisuje politykę Putina w projekt odbudowy imperium. O ile sytuację z 2008 r. interpretowano raczej jako powrót Rosji do „ligi” wielkich mocarstw (jak wiadomo, na różne sposoby sił zbrojnych poza granicami własnego kraju od 1991 r. używały nie tylko USA, ale regionalnie także Francja, Turcja, Izrael, Nigeria czy Etiopia), o tyle dziś chodzi o zweryfikowanie międzynarodowych ustaleń, według których pokojowo rozpadł się blok wschodni w Europie i sam ZSRR. Komentatorzy chętnie sięgają też do wątku Turcji – państwa wciąż dynamicznie rozwijającego się, coraz bardziej umacniającego swoją pozycję w regionie, mającego daleko idące ambicje, ale jednocześnie członka NATO. Czy, wobec tej ostatniej charakterystyki, samodzielne odegranie przez Ankarę istotnej roli w trwającym konflikcie wydaje się Panu prawdopodobne? A jeżeli tak – jaka byłaby to rola? Nie widzę motywacji Turcji do poprowadzenia samodzielnej polityki w tej kwestii. Uwaga tego kraju jest skierowana przede wszystkim na Bliski Wschód (konflikt syryjski, irański program atomowy, perturbacje w regionie wskutek Arabskiej Zimy Ludów 2011 r.), a także na poradziecki Afganistan i kraje Azji Środkowej, z racji na poczucie wspólnoty językowej z nimi. Te ostatnie, sojuszniczo związane z Rosją (za wyjątkiem Turkmenistanu), Turcja traktuje jednak nie jako obszar rywalizacji strategicznej z sąsiadem, z którym graniczy poprzez Morze Czarne, lecz rynek zbytu, źródło surowców, obszar wpływu swej kultury. Oczywiście, w interesie Turcji nie leży wzmocnienie wpływu Rosji wokół jej granic. Tym bardziej, że wpływ ten wzrósł ostatnio wraz z decyzją USA o przeprowadzeniu wspólnego z Rosją rozbrojenia z broni chemicznej reżimu syryjskiego. Jednak – wrócę tu do początku mojej wypowiedzi – ze strategicznego punktu widzenia przejęcie przez Rosję panowania nad Krymem wiele nie zmienia (Flota Czarnomorska Rosji i tak była najsilniejszą flotą na tym akwenie). Inny motyw zaangażowania Turcji w konflikt to ewentualne łamanie praw mniejszości tatarskiej na Krymie przez nowe władze. Nie ma jednak sygnałów, że do tego one zmierzają. Historycznie uzasadnione uprzedzenie Tatarów krymskich do Rosji (skutek ich deportacji do Kazachstanu w 1944 r.) to motyw niewystarczający do tego, aby Turcja mocniej zaangażowała się w obronę integralności Ukrainy. Mocniej, to znaczy ponad poziom, który ostatecznie określą wszystkie państwa NATO. Jak ocenia i widzi Pan rolę mniej uwzględnianych, a przecież także na swój sposób istotnych aktorów międzynarodowych – przede wszystkim Chin, ale także Białorusi oraz innych państw obszaru postsowieckiego? W konflikcie o Krym Chiny stoją obecnie wobec poważnego dylematu. Z jednej strony występują przeciwko naruszeniu integralności jakiegokolwiek państwa na świecie z powołaniem się na argumenty narodowościowe, nie chcą bowiem przykładać ręki do precedensów, które mogłyby być następnie wykorzystane przeciwko ich panowaniu w Tybecie czy Xinjiangu (Turkiestanie Wschodnim). Z drugiej strony nie mają żadnego interesu, by wzmacniać pozycję Zachodu w starciu z Rosją. Orientacja na wartości europejskie nowych władz w Kijowie nie daje podstaw spostrzegać Ukrainy jako partnera Chin, jak Pekin mógł to sobie wyobrażać w okresie rządów Leonida Kuczmy czy Wiktora Janukowycza. Skądinąd wiemy, że dla Chin rozstrzygające znaczenie dla decyzji, jak ustosunkować się do danego państwa mają perspektywy inwestycji na jego terytorium. Nowe władze ukraińskie z pewnością nie odrzucają ani otwarcia kraju na inwestycje chińskie, ani uczestniczenia Chin w pokryciu długów państwa, ani zaciągnięcia w bankach chińskich kredytów na rozwój infrastruktury. Z tego powodu sądzę, iż wobec kryzysu krymskiego Chiny zachowają się tak, jak mają „w zwyczaju”: wstrzemięźliwie. W przypadku Białorusi postępowanie będzie chyba podobne jak wobec kryzysu gruzińskiego w 2008 r. Władze do dziś nie uznały niepodległości dwu satelitów rosyjskich na Kaukazie. Principium Łukaszenki jest zachowanie integralności kraju oraz takiego stopnia suwerenności, który pozwala na pewne manewrowanie między Rosją, UE, Chinami i – w ostatniej kolejności – innymi niż sama Białoruś państwami autorytarnymi na świecie (m. in. Iranem, Wenezuelą). Stąd nie ma on żadnego powodu popierać aneksji Krymu. Z drugiej strony nowe władze ukraińskie, jak najbardziej słusznie, nie przypisują sobie roli „eksportera” rewolucji demokratycznej na przestrzeni całego byłego ZSRR. Przenikalność granicy białorusko-ukraińskiej i wpływ atmosfery rewolucyjnej z Kijowa do Mińska nie jest duży. Zresztą, interwencja rosyjska na Krymie jest w pewnym sensie w interesie reżimu. Pokazuje, że rewolucji na obszarze poradzieckim nie można przeprowadzić bez „kary” ze strony Rosji. Dla Łukaszenki bardziej niebezpieczna byłaby sytuacja, w której Rosja biernie zaakceptowałaby zmianę władzy w Kijowie. Zwiększałoby to prawdopodobieństwo wybuchu rewolucji przeciw niemu samemu. Jak na przyszłość Ukrainy, którą my, w Polsce, najchętniej widzielibyśmy integrującą się z Zachodem, rzutować może już nie sam obecny kryzys, ale uwarunkowania tożsamościowe? Czy np. „prorosyjskość” wschodnich i południowych obwodów możemy uznać za fakt i realną przeszkodę w tej drodze, czy raczej wątek ten jest wyolbrzymiany? Integracja Ukrainy z UE – o ile jej władze utrzymają obecny kurs, a także o ile kwestia krymska nie spowoduje całkowitego „zamrożenia” stosunków Zachodu z Rosją (wtedy ten pierwszy wykluczyłby akcesję Ukrainy, gdyż koszty inwestowania w nią, także w jej obronność, przekroczyłyby to, na co rządy w tej części świata mają społeczne przyzwolenie) – wydaje się być kwestią nie mniej niż piętnastolecia. Jeśli w tym czasie funkcjonowałby traktat o stowarzyszeniu i pogłębionej strefie wolnego handlu Ukrainy z UE, dla Ukraińców zniesiono by także wymóg wizowy, w końcu zdołałaby ona zdywersyfikować dostawy węglowodorów (np. przez szybką budowę terminalu na gaz w Odessie), poparcie dla integracji najprawdopodobniej osiągnęłoby stale poziom wyższy niż bezwzględna większość obywateli. Sądzę, iż względy tożsamościowe nie są poważną przeszkodą dla tego, aby również na Wschodzie i Południu wskaźnik ten przekroczył 50%. Można tu się powołać na doświadczenie Łotwy i Estonii, w których Rosjanie – o ile posiadają obywatelstwo (a na Ukrainie wszyscy je posiadają) – gremialnie biorąc, nie są przeciwni członkostwu ich krajów w UE. Zatem wydaje się, że wschodnie i południowe obwody Ukrainy można do integracji przekonać. Stopniowa zmiana w tym zakresie będzie jednak możliwa pod dwoma warunkami. Z jednej strony prezydent Rosji oraz większość jej mediów musiałby zaprzestać stałego podkreślania wspólnoty historycznej Słowian Wschodnich oraz operowania wspomnianą już retoryką utożsamiającą zdecydowanych zwolenników integracji z Zachodem na Ukrainie ze skrajną prawicą. Z drugiej nowe władze ukraińskie muszą prowadzić taką politykę tożsamościową (a w jej obrębie m. in. politykę edukacyjną i wobec pamięci), aby mieszkający w niej Rosjanie i Ukraińcy rosyjskojęzyczni nie poczuli, że są obywatelami co najwyżej tolerowanymi. To bardzo trudne wyzwanie. Nie zdołał go jeszcze rozwiązać żaden z rządów ukraińskich od 1991 r. Zresztą, oba te warunki wydają się trudne do spełnienia. Ale szersza ich charakterystyka wymagałaby od nas kolejnej rozmowy. Dr hab. Tomasz Stryjek – historyk, pracownik Instytutu Studiów Politycznych PAN. Jest autorem książek: „Ukraińska idea narodowa okresu międzywojennego. Analiza wybranych koncepcji” (Wrocław 2000) oraz „Jakiej przeszłości potrzebuje przyszłość? Interpretacje dziejów narodowych w historiografii i debacie publicznej na Ukrainie 1991-2004” (Warszawa 2007). Inne jego publikacje dotyczą historiografii ukraińskiej i ideologii ukraińskich w XX w., interpretacji dziejów Europy Wschodniej stworzonych przez historyków państw tego regionu oraz teorii narodu i nacjonalizmu. Jest także współautorem dwóch podręczników szkolnych – do historii najnowszej w gimnazjum oraz wiedzy o społeczeństwie w liceum.
jak współżyć z dziewicą